Przepraszam za tak długą nieobecność na blogu. Moja praca magisterska pochłonęła mnie totalnie. Do tego praca zarobkowa i...
...nie zostało mi już ani chwili na inne zajęcia oprócz jedzenia i spania (a to i tak za krótko), no i może krótkiego treningu co jakiś czas, żeby mój kręgosłup mógł jakoś funkcjonować. Mega mobilizacja. Wyścig z czasem. Wszelkie umiejętności organizatorskie mogły się schować, bo jedynym planem było dokończenie mojej pracy naukowej. Musiałam przewartościować priorytety i dosłownie funkcjonować w trybie awaryjnym. A stres dawał się we znaki. Oczy czerwone i przesuszone od patrzenia w monitor, kręgosłup bolał od ciągłego siedzenia, o chronicznym bólu głowy nie wspominam. Koncentracja spada, optymizm maleje, poczucie "wyuczonej bezradności" rośnie wprost proporcjonalnie do bałaganu w pokoju, ale mobilizacja ciągle na 100% możliwości. Przez ostatnie 6 tygodni zaniedbałam rodziców, M. oraz znajomych. Odpisywałam tylko na najważniejsze maile i SMSy, nie czytałam newsletterów ani facebooka, nie mam pojęcia, co działo się na świecie.
Na szczęście to wszystko już za mną. Podołałam wyzwaniu. W piątek wydrukowałam to dzieło i złożyłam w dziekanacie. Teraz czekam na termin obrony i nadrabiam zaległości "z życia". Powoli wracam do normalności. Dumna z tych 108 stron na temat Poziomu satysfakcji z życia zawodników wracających do sportu po urazie fizycznym - na przykładzie wybranej grupy lekkoatletów" .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz