czwartek, 4 lipca 2013

Obóz Balneologiczny

Zapowiadany od początku roku akademickiego Obóz Balneologiczny w Iwoniczu Zdroju w końcu się odbył. 63 studentów zakwaterowanych w jednym pensjonacie, zajęcia z Fizykoterapii oraz Adaptowanej Aktywności Fizycznej a także sporo wolnego czasu i przestrzeni zaowocowało niezapomnianymi wspomnieniami. Przez te niespełna 6 dni naprawdę sporo się działo:



DZIEŃ I
26.06.13 (środa)





Około 12ej wyruszyliśmy z Myślenic wraz z kolegą Grzesiem. W Krakowie na stacji BP zgarnęliśmy kolegę Krzysia, zatankowaliśmy paliwo oraz pyszną kawę z cynamonem (+ ciastko czekoladowe gratis), rzuciliśmy okiem na mapkę i ruszyliśmy w stronę Tarnowa. Po drodze wypatrywaliśmy krów, tych jednak długo, długo nigdzie nie było widać. Za Pilznem zatrzymaliśmy się na lunch w postaci pysznych Hod-dogów ;) i ustaliwszy ponownie azymut ruszyliśmy dalej. Droga minęła nawet szybko i przyjemnie, a pierwszą krowę zauważyliśmy dopiero gdzieś bodajże przed Krosnem. Na miejscu byliśmy nieco po 16ej.





Znaleźliśmy pensjonat ANTARES, zakwaterowaliśmy się, wysłuchaliśmy wstępnych ustaleń organizatorów i opiekunów i ruszyliśmy wraz z nimi poznać okolicę. Jedna z prowadzących pań oprowadziła nas po miasteczku, przedstawiła krótko jego historię i ciekawsze miejsca oraz wskazała, gdzie nazajutrz mamy się stawić na zajęcia. Ponieważ nasz pensjonat znajdował się niemalże na szczycie wzniesienia, z dala od sklepów, w drodze powrotnej zahaczyliśmy o jeden w celu zaopatrzenia się przed wieczorną integracją. Po tym spacerku odpoczęliśmy nieco i całą piątką rozgościliśmy się w naszym 6-cio osobowym pokoiku (jedna z współlokatorek miała dotrzeć dopiero następnego dnia), a następnie zjedliśmy przygotowaną już na jadalni pyszną kolację (o tak, trzeba przyznać, że karmili nas tam zdrowo i obficie, a dzięki rozmaitości posiłków chyba każdy miał w czym wybierać i nikt z jadalni nie mógł wyjść głodny :)). Wieczór spędziliśmy kilkunastoosobową grupką w pobliskiej altance wraz z gitarą, śpiewnikiem i stadem komarów ;)


DZIEŃ II
27.06.13 (czwartek)

7:00 - śniadanie (codziennie). Zgodnie z prośbą o niewyrzucanie jedzenia studenci całkiem sprawnie poradzili sobie z wymianą międzystolikową. Komuś brakło szyneczki, komuś zostało za dużo, ktoś woli pomidorki a ktoś twarożek ze szczypiorkiem. Oj, znów było w czym wybierać :).
O 8ej nasze pierwsze zajęcia z Balneologii - na szczęście w tym bliżej położonym Uzdrowiskowym Zakładzie Przyrodoleczniczym. Na początek krótka historia polskich wód uzdrowiskowych i całego lokalnego "biznesu uzdrowiskowego". Następnie zwiedzanie zakładu, wypróbowywanie relaksujących maszyn do ćwiczeń (tak, tak, wiem, trochę nielogiczne, ale takie wynalazki tam są), obejrzenie różnych zabiegów wodnych i parowych a na koniec 45 minut w grocie solnej. Leżaczki, cisza, przyciemnione światło i relaksacyjna muzyczka w tle. Nie wiem czy komuś udało się nie zasnąć... zwłaszcza po wczorajszej integracji trwającej w niektórych przypadkach do późnych godzin nocnych ;)
Zadanie na dzisiaj: przeprowadzić szczegółowy wywiad z jakimś kuracjuszem.
13:00 - obiadek - zawsze dwudaniowy :) A po nim obowiązkowo mycie ząbków ;)





Około 14ej mieliśmy popołudniowe zajęcia z balneologii. Tym razem kąpiel mineralna (w temp. 36*C) a po niej koniecznie leżakowanie, aby organizm miał czas spokojnie "zareagować" na zabieg. My zrobiliśmy przed ( :P ), oczekując na wolne wanny (na wszelki wypadek warto je sobie wcześniej umyć specjalnie przygotowanymi w tym celu środkami do dezynfekcji).



 


Wykąpani i nauczeni jak się robi kąpiel ;) wybraliśmy się na lokalnego Orlika, aby nieco sobie pograć i porzucać frisbee. Musieliśmy dać upust energii - w końcu jesteśmy z AWFu ;)
19:00 - kolacja (mniam, mnia), a po niej mała posiadówka integracyjna tym razem początkowo w naszym pokoju







a później z niemalże całym obozem znów z gitarą i pieśnią na ustach w jadalni.



DZIEŃ III
28.06.13 (piątek)

Dziś pierwsze zajęcia o 8ej w położonym na drugim końcu tej niewielkiej mieścinki Szpitalu Uzdrowiskowym "EXCELSIOR".






Zaczęły się one od spaceru po zboczu góry Przedziwnej, gdzie pani Ch. pokazała nam ujęcia źródeł wód uzdrowiskowych m.in. najstarszego źródła Bełkotki, która nocą podobno się świeci (a dokładniej spala się wydobywający się z niej gaz ziemny).



Po powrocie do szpitala prowadząca opowiedziała nam o właściwościach borowiny, pokazała miejsce przygotowywania zabiegów borowinowych i pozwoliła zdegustować wodę uzdrowiskową ELIN 7 - fuj, ciepła i o zapachu zgniłych jaj. Ale czego się nie robi dla zdrowia...
Zadanie na dziś: dowiedzieć się w pijalni wód jak najwięcej na temat wybranej wody uzdrowiskowej. 
Ponieważ okazało się, że zaplanowane na popołudnie zabiegi borowinowe nie będą mogły się odbyć z powodu braku wody do mycia, wybraliśmy się kilkuosobową grupka na wędrówkę górską. Naszym celem była Cerkiew w Bałuciance. Wyruszyliśmy zaraz po objedzie, aby zdążyć przed wieczornymi zajęciami z Adaptowanej Aktywności Fizycznej.




Po drodze mogliśmy zażywać kąpieli błotnych, z których szczególnie chętnie skorzystał jedyny towarzyszący nam mężczyzna - kolega Rafał. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że cerkiew od dłuższego czasu jest w trakcie remontu:







Pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy z powrotem. Nieco przemoczeni wróciliśmy do ośrodka po godzinie 16ej. Okazało się, że zaplanowane dla nas na godz. 17tą zajęcia z AAF także odbędą się w terenie, więc musieliśmy szybko odpoczywać i suszyć buty ;P
Tematyką zajęć była aktywność fizyczna osób niewidomych. W rolę niewidomych wcieliliśmy się my sami. Połowa założyła zaciemnione okularki pływackie na oczy, a druga połowa robiła za przewodników. Później nastąpiła wymiana. Doświadczenia niezapomniane i niezwykle przydatne zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Nauczyliśmy się jak prowadzić niewidomych pojedynczo i w grupach, jak trenować z nimi bieganie, jak poprowadzić gimnastykę i jak uatrakcyjnić niewidomemu spacer po lesie. Pan Ż. poinstruował nas na co należy zwrócić uwagę, gdy jest się przewodnikiem osoby niewidomej. Jednak to, co sprawiło, że zajęcia te były tak wyjątkowe, to konieczność przełamania lęku i zaufania drugiej osobie, gdy nic się nie widzi.








Wieczorem wybraliśmy się na clubbing. Chcieliśmy zaobserwować jak wyglądają słynne Fajfy czyli potańcówki, które to są podobno najlepszym wyznacznikiem postępu terapii uzdrowiskowej u kuracjuszy. Przy piosenkach z ich młodości ujawnia się bowiem drzemiąca w nich energia i niezależnie od wieku i stanu zdrowia wywijają na parkietach. Faktycznie w pierwszym wybranym przez nas miejscu faktycznie dancefloor pękał w szwach. I zaobserwowalibyśmy pewnie więcej zjawiskowych ewolucji na parkietach, tylko nikt z nas nie przewidział, że zabawy te dobiegają końca już o 22, gdyż kuracjusze muszą się przecież wyspać, przed porannymi zabiegami. Nasz clubbing zakończył się zatem na pierwszym klubie i grzecznie (bez pieśni na ustach) wróciliśmy do ośrodka.


DZIEŃ IV

29.06.13 (sobota)

Dziś po śniadaniu nie mieliśmy zajęć więc ten czas postanowiliśmy wypełnić... snem. Obudziliśmy się po kilku godzinach i łącznie z załogą naszej grupy C zajęliśmy zadaniem na dziś: ustalaniem trasy jutrzejszych "Podchodów" dla grupy D. Zadania na trasie miały być związane z Iwoniczem i informacjami, które pozyskaliśmy do tej pory na zajęciach. Jako że ów tor przeszkód miał być przygotowany dla osób z niepełnosprawnościom wybraliśmy sobie grupę niesłyszących. Grupowa burza mózgów i pierwotny zarys już powstał - krzyżówki, rebusy, zadania sprawnościowe i wymagające współpracy całej grupy. Nim się spostrzegliśmy nadeszła już pora obiadu. Szczegóły postanowiliśmy dograć później.

Po obiedzie mieliśmy kolejne zajęcia terenowe z AAF - tym razem uczyliśmy się jak dobierać intensywność w czasie wysiłku w zależności od wieku i spoczynkowego HR. W trzyosobowych grupkach biegaliśmy po lesie ze sportesterami, starając się utrzymać obliczone wcześniej odpowiednie tętno.
Po tych zajęciach mieliśmy do wyboru: wziąć udział w wykładzie na temat transplantologii w Antaresie lub nadrobić stracone wczoraj zajęcia praktyczne w Excelsiorze. Do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy chce nam się przemieszczać na drugi koniec miasta, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na zabiegi. Być może to była jedyna okazja na całościowy Okład Borowinowy.












Ja wykorzystałam ją w pełni. I szczerze mówiąc nie wiem, czy wykorzystałabym okazję, gdybym dostałą ją drugi raz. Borowina była już raczej zimna, niż ogrzewająca, a w dodatku śmierdząca, nieprzyjemna w dotyku i trudna do zmycia. Oczywiście mimo tych wszystkich niedogodności cieszę się, że mogłam doświadczyć tego zabiegu na własnej skórze, ale nie wiem, jak ludzie mogą brać całą serię takich zabiegów. No ale... czego się nie robi dla zdrowia...
Za to zdjęcia wyszły super! ;)


 



Po jakże wyczerpującym usuwaniu z siebie tego błotka bardzo zgłodniałam, zatem kolację pochłonęłam w mig i poszłam dokładniej się domyć, bo zapach borowiny pozostał jeszcze na moich włosach - fuj, fuj :P
Ponieważ 29ego czerwca imieniny obchodzą Piotr i Paweł, a jakaś siła wyższa czuwała nad tym, żeby nasi kumple z roku - bliźniacy Piotr i Paweł, wybrali się akurat na ten turnus, wieczór zapowiadał się znów wystrzałowo. Jednak z racji tego, że organizator obozu, pan Paweł, także obchodzi dziś imieniny, Rada Obozu, potajemnie przygotowała dla niego niespodziankę.




Wszyscy obozowicze w strojach galowych (tzn. klinicznych) odśpiewali (przy dźwiękach gitary oczywiście) solenizantowi napisaną specjalnie na tą okazję piosenkę, po której nastąpiła recytacja wiersza z petycją o przymrużenie oka na planowane na jutro zaliczenie pisemne z AAF. Oczywiście było także tradycyjne "Sto lat" i wręczenie drobnego prezentu od załogi III turnusu i... Pan Paweł zapowiedział, że każdy ma na jutro przygotować kartkę, ale forma zaliczenia będzie nieco inna. Chyba się udało ;)





DZIEŃ V

30.06.13 (niedziela)

Dziś wyjątkowo śniadanie było o 8ej :) Około 11ej nasza grupa C jako pierwsza przeprowadzała Podchody. Uczestnicy z grupy D podzieleni na dwie podgrupy sprawnie poradzili sobie z zagadkami i szybko pokonali całą trasę. Troszkę zbyt szybko, bo zajęło im to niewiele ponad pół godziny, a miało godzinę, ale grunt, że im się podobało i że wszystko poszło mniej więcej zgodnie z planem ;)

Po obiedzie to my musieliśmy pokonać trasę przygotowaną przez nich dla nas - osób po amputacji kończyny górnej. Zadania były przeróżne, głównie sprawnościowe: równoważne, celnościowe, szybkościowe, siłowe a także jedno intelektualne (łamigłówka liczbowa, która okazała się najbardziej czasochłonna). Całość przygotowana bardzo ciekawie i dopracowana! Po powrocie do ANTARESu zamiast zaliczenia każde z nas miało napisać co, z umiejętności nabytych na obozie przyda nam się najbardziej w zawodzie fizjoterapeuty oraz w życiu a także co podobało nam się a co byśmy poprawili w przygotowanej dla nas konkurencji. Bezstresowo :]
Ponieważ mieliśmy sporo wolnego czasu wybraliśmy się z naszymi obozowymi "Kuracjuszami" Gosią i Tymkiem na upatrzone przeze mnie już dawno GOFRY!Tego dnia na głównym iwonickim placu odbywały się akurat obchody Dnia Pieroga. Występy na scenie, pełno ludzi, baloniki - generalnie było głośno i kolorowo, a gofr także okazał się być bardzo obfity ;)
To lubię! Mniam, mniam :]






Po powrocie zaplanowaliśmy, jak wykonamy jutro kolejne zadanie: prezentacja na wskazany temat z balneologii. Ponieważ forma miała być kreatywna my postanowiliśmy przygotować inscenizację. Ale reszta jutro...
Wieczorem zamiast kolacji przygotowano dla nas ognisko, ponieważ w końcu, odkąd przyjechaliśmy rozpogodziło nieco dłużej niż na 2-3 godzinki. Kiełbaski i karczki z grilla z musztardą - omomom - to jest to!





 Nie zabrakło oczywiście gitary, śpiewnika i pieśni na ustach ;) Oj, nie wyśpiewałam się tyle od czasów harcerstwa...





DZIEŃ VI

31.06.13 (poniedziałek)

Jeszcze przed śniadaniem musieliśmy z grubsza posprzątać pokój i się spakować, aby o 8ej był gotowy do oddania. Po śniadaniu miało miejsce przedstawienie przygotowanych prezentacji. Naszym tematem był Odczyn Uzdrowiskowy czyli przedawkowanie bodźców uzdrowiskowych. A ponieważ jego objawami są m.in.:

ból głowy, nudności, biegunka i wzrost libido,
to możecie sobie wyobrazić jak wyglądała studencka kreatywność w tym przypadku. Dodam jeszcze tylko, że w główne rolę Kuracjuszek wcielili się mężczyźni :D Myślę, że przedstawione treści na długo zapadną widzom w pamięć ;)




Gdy już wszystkie grupy przedstawiły swoje tematy, część uczestników obozu wyjechała do domku a pozostali, którzy planowali powrót autobusem, w tym my, musieliśmy sobie zająć jakoś wolny czas do obiadu. Po ostatnim obozowym obiadku w ANTARESIE nasi prowadzący i opiekunowie oficjalnie nam podziękowali i pożegnali nas - aż szkoda wyjeżdżać...
W oczekiwaniu na autobus zaplanowany na godz. 15tą wypiliśmy poobiednią kawkę, rozwiązaliśmy parę krzyżówek, poleżakowaliśmy przed TV, zamieniliśmy jeszcze kilka zdań z panią prowadzącą K. i rozegraliśmy ostatnią partyjkę w ping-ponga na świetlicy.


Pa, pa ANTARES!
Pa, pa Borowinko!
Pa, pa beztrosko!
Pa, pa śpiewniku i gitaro!
Pa, pa Iwonicz Zdrój!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...